Opowiadanie 6
Urodził się w Perth w Australii. To jedno z tych miejsc na kontynenecie wolnych od węży, tarantul, kątników i innych wesołków ze świata natury, Klimat raczej umiarkowany. Blisko do oceanu. Przyjemnie. Tym przyjemniej, gdy dowiadujesz się, że jesteś Josh i wychowuje cię rodzina McAngel'ów, tych McAngełow, potentatów w hotelarstwie i wypożyczalni samochodów i kamperów oraz w handlu drogimi meblami ze szlachetnego drewna. Jesteś ustawiony jak Pegula, córka milionerów ze Stanów, która gra rekreacyjnie w profesjonalnym tenisie i to z wynikami. Josh był planowany na zajęcie miejsca kierowniczego w firmie meblarskiej, bo lubił chodzić po lasach. Jednak te plany zmieniły częste wizyty jego kuzyna Jake'a, który był parę lat starszy a już wymachiwał rakietą tenisową. Początkowo młodzi gentelmani grali sobie na ściance w pobliskim klubie tenisowym. Później za drobną opłatą mogli korzystać z kortów betonowych jaki i ziemnych. Szybko się uczyli. Okazałlo się że Joshj posiada wielki talent. Długo się nie zastanwiając, rodzice Josha zbudowali na terenie swej posiadłości profesjonalny korty tenisowe o dwóch najpopularniejszych nawierzchniach. Zatrudniono byłego tenisistę do trenowania chłopaka. I tak się stało, że Jake poszedł na medycynę, bo znudził się tym zacnym sportem. Natomiast młody McAngel odnosił same sukcesy z rywalami z dzielnicy, potem w rejonowych konkursach. Doszedł nawet do finału w Sydney na kortach hard z nową gwiazdą, młodocianym Kyrgiosem. Przegrał, ale spotkanie było bartdzo wyrównane. Woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Cały czas trenował, a w wolnych chwilach chodził po lasach ze swoją dziewczyną Natalie, którą zatrudnił jego ojciec na dyrektorkę regionalną ich sieci hoteli 4-gwiazdkowych. Natalie była sporym wsparciem dla Josha. Byli dla siebie pierwszą miłością. Ponoć tą najbardziej szczerą. W turniejach rangi państwowej McAngel odnosił zwycięstwa na przemian z Kyrgiosem, de Minaurem i Thompsonem. Przyszedł czas na pierwszy wyjazd zagraniczny na Wimbledon dla chłopców. Tam ulokował się w hotelu rodzinnym. Z wiktem i opierunkiem jak widać nie było kłopotów, choć akurat w tak istotnym dla touru turnieju organizatorzy udzielają noclegów oraz jedzenia. Całe lata jednak rodzice musieli opłacać synowi podróże, gdzie odbywały się challengery, potem turnieje ATP250, jedzenie jak i spanie. Sponsorzy przyszli później. Tylko że Josh nie zawsze z nich korzystał. Miał swoje kieszonkowe z rodzinnego budżetu oraz za wysokie lokaty w konkursach w tenisa. Jako że był i tak bogaty, rzadko dawano mu pieniądze pod stołem, by zjawił się w jakimś mieście, aby przyciągnąć rzesze fanów tego sportu. Zdarzało się, że pisali do niego bukmacherzy z propozycjami nie do odrzucenia. Miał się podłożyć w jednym lub drugim meczu. Josh nie wie, kto korzystał z takich ofert, ale od dziś wiadomo, że najwięcej na wygranych lub ofertach spod stołu korzystali zawodnicy z biedniejszych krajów. Ale dla graczy z tych bogatszych były po prostu wyższe oferty z lepszym przebiciem. McAngel zostawił ten sport w spokoju. Był dwukrotnie bliski kontuzji. Po 5 latach w tourze dla dorosłych sięgnął po kilka zwycięstw w turniejach rangi 250, 500, a nawet Masters. Nigdy nie wygrał za to turnieju wielkoszlemowego. Bywał co prawda w finałach w Nowym Jorku oraz u siebie w Melbourne. Ale nie miał psychiki do tak dużej presji. W końcu przyszłość miał i tak zapewnioną. Tenis zostawił u niego pewien niesmak od tych biznesowych propozycji o wątpliwej reputacji dla sportowca. Zostawił też piętno na zdrowiu. Josh był praworęczny i grał jednoręcznym backhandem jak Gasquet czy Federer. Osłabł mu prawy nadgarstek. Czuje to do dziś przy noszeniu zakupów. Woli nosić je w lewej ręce. To się zdarza także wśród amatorów. Ponoć to przechodzi z czasem. Josh McAngel zakończył swoją karierę w wieku 27 lat po Australian Open. Współuczestniczy z Natalie przy zasadzaniu małych prywatnych parków wokół ich hoteli. Bogatym ludziom też czasem się chce. I może wreszcie pić z nią wino. Polubił też bardzo piwa butelkowe. Jako sportowiec ograniczał się zazwyczaj do wody mineralnej i tej z elektrolitami. Pozdrowienia ze słonecznej Australii!
Dodaj komentarz